niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział jedenasty.

    Przeżyłam trzeci dzień bez Harry'ego, przeżyję też rozmowę o pracę. Okropnie się czuję, jak i okropnie się boję. Właściwie nie jestem jeszcze zdolna do rozmowy z kimkolwiek. Przymykam oczy, myśląc poważnie nad swoim postępowaniem. " Ile czasu jeszcze będziesz wszystkich odtrącała?" - pyta gniewnie moja podświadomość. Och, tak bardzo bym chciała, ale czas dłuży mi się niemiłosiernie. Chcę z kimś porozmawiać, ale coś mnie hamuje. Jakiś hamulec, który działa bardzo dobrze i nie chcę się zepsuć. Otwieram szeroko oczy, słysząc huk. Filiżanka, którą postawiła przede mną zagniewana Alka. Szklaneczka poruszyła się niezgrabnie na małym spodeczku i prawie by upadła, gdyby nie ona.
   - Boże! Co się z tobą dzieję do cholery? Nie chcesz mi tego powiedzieć od trzech dni! Od Anthony'ego nawet telefonu nie odbierasz. Cholera... Ana... Powiedz mi w końcu o co chodzi? Nie trudno się domyślić, że chodzi o Harry'ego, ale kurwa mać, dziewczyno, boję się o ciebie, rozumiesz? - wyrzuciła z siebie wszystkie te słowa, które trzymała w sobie aż przez TRZY dni. Okrągłe TRZY dni. Jednak ja zawzięcie milczę nawet teraz. Ogromna gula w moim gardle nie pozwala mi mówić. - Co ten sukinsyn ci zrobił? Powiedz.
   - Nic... chyba. - odpowiadam. Szeroko otwiera usta, po czym zamyka je i przytula mocno, moje kruche ciało. Ostatnio mało jem. Na pewno schudłam.
   - Ty mówisz, kochana! Ty mówisz... Och, skarbie. Trzy dni! Trzy dni czekałam na to, aż w końcu coś powiesz! - szlocha w moje ramię. O rany, wypowiedziane przeze mnie dwa słowa naprawdę dały jej otuchy. To miłe.
   - Tak mówię! - rzucam zirytowana - nie straciłam głosu.
   - Jeszcze dwie minuty temu sądziłam inaczej - odszczekuje - powiesz mi wreszcie co się stało?
Wzdycham.
   - Tak. Powiem.
I mówię. Zaskakująco szybko i zaskakująco nawet nie płaczę. Muszę być silna. Jest ranek. Zaraz mam rozmowę o pracę. Muszę wytrzymać, choć ten dzień.
   - Och, Ana. Tak bardzo mi przykro - mówi - nie uderzył cię, prawda? Bo jeśli tak, nie chcę mówić co...
   - Nie! Och daj spokój!
   - Tylko pytam. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził. Prośbę mam, proszę cię idź do Anthony'ego po rozmowie o pracę, dobrze? On też odchodzi od zmysłów.
   - Taki mam zamiar - odpowiadam czując potrzebę porozmawiania z nim.

***

     Budynek jest wysoki. Tak wysoki, jak ten w którym przeprowadzałam ten cholerny wywiad. Łzy cisną mi się do oczu. Nie chcę ich wypuścić. "Jesteś silna" - podpowiada podświadomość. Tak, jestem.  Dłońmi prostuję swój kostium. Ubrania oczywiście wybierała, Alicja. Króciutka czarna spódniczka wraz z pończochami, czarna prześwitująca czarny koronkowy biustonosz koszula i botki na wysokim obcasie. Tak, świetnie, uwodzić szefa. Do tego właśnie dążę.
    Bez problemu poruszam się po sporym budynku. Jestem umówiona z szefem korporacji i jego asystentką. Mam czekać przy recepcji. Tak. Recepcja. Czekam dłuższą chwilę, aż urocza brunetka skończy rozmawiać przez telefon. Strasznie jest irytująca i jak dla mnie zbyt słodka. Kątem oka przyglądam się jej postawie. Na palec wskazujący okręca pasmo lśniących włosów i śmieje się gromko. No kiedy ta baba skończy rozmawiać?
   - Och, przepraszam, zagadałam się - piskliwy głos powoduje ciarki - w czym mogę pani pomóc?
   - Hmm, jestem umówiona z panem Hurley'em - mówię natychmiast. Wybałusza oczy.
   - Ach, pani Jones? Anastazja Jones? - pyta wystraszona. - eem, mogłaby pani nie wspominać szefowi, że rozmawiałam przez telefon? Naprawdę mi zależy. - patrzy na mnie uprzejmie. Chyba ją polubię. Uśmiecham się drwiąco.
   - Jasne. - nachylam się ku niej - Pamiętaj, jeżeli dostanę tę posadę musisz pamiętać, że nie jestem jedną z tych bab, które wszystko donoszą - uśmiecha się do mnie szczerze, a jej oczy wypełnia ulga.
  - Jej, to dobrze. Zaraz panią zaprowadzę w odpowiednie miejsce... Vicki! - krzyczy. Krzywię się po czym gromie ją wzrokiem, kiedy ona jak wesoła landryneczka kręci się w około mnie. - Koleżanka mnie zastąpi, z przyjemnością zaprowadzę cię pod same drzwi gabinetu naszego szefunia.
Kręcę głową na jej zaraźliwy optymizm.
   - Vicki, to Anastazja... och, przepraszam. Pani Anastazja. Zastąp mnie na moment, zaprowadzę ją pod gabinet. - uśmiecha się do koleżanki, która również z irytacją w głosie odpowiada ciche "Okeej".
    Cindy, tak się nazywa moja nowa przewodniczka po budynku mojej przyszłej pracy. Gada jak najęta i nie pozwala mi dojść do słowa. Otrzeźwiałam przez moment...
   - Przepraszam co powiedziałaś? - pytam oszołomiona
  - Współpracujemy z One Direction - mówi wesoło - Znasz ich? To znaczy na pewno ich znasz. Są przystojni, prawda? A już najbardziej Harry. - zapiszczała wesoło? Czy ona właśnie to zrobiła?
   - O jaką współpracę ci chodzi? - pytam nie zwracając kompletnie uwagi na to co mówiła. Zastanawiam się czy oby na pewno chcę tu pracować. Przecież zawsze chciałam podjąć się tej posady, nie zrezygnuję dlatego, że on tu będzie. O nie!
   - No wiesz... Gwiazdy czasami potrzebują rozgłosu, a czasem w ogóle go nie potrzebują. Załatwiamy im masę wywiadów! Bardzo często nas odwiedzają. Dzisiaj też są.
   - Często? Dzisiaj?
   - Tak, bardzo często - uśmiecha się - mnie to pasuje... o to już tu, wysiadamy.
Ledwo co wychodzę z windy, a natrafiam na asystentkę mojego przyszłego szefa. Tak... widzę, że już nazywam go moim szefem.
  - Dzień Dobry Pani Jones - uśmiecha się promiennie - pani Walker oprowadziła panią po budynku, jak się pani u nas czuję?
   - Dobrze, dziękuję - odpowiadam jej uśmiechem na co reaguje wesoło. Och, jak tu sympatycznie.
   - Ja nazywam się Lauren Goodwin, a teraz przejdziemy do gabinetu naszego szefa, pana Hurley'a. Proszę się niczego nie bać, ma pani już tą posadę. - poważnie? w duchu skaczę z radości.
   - Naprawdę?
   - Tak, wspólnie stwierdziliśmy, że się nadajesz. Zapraszam - gestem ręki wskazuje duże drewniane drzwi. Wchodzę przez nie z klasą i elegancją.
   - Panie Hurley, mamy gościa - Lauren zwraca się do niego formalnym tonem. O rany! Muszę o tym pamiętać.
   - Ach, tak. Pani Jones. Miło panią poznać - uśmiecha się od ucha do ucha - proszę usiąść.
Siadam posłusznie na fotelu przed nim, natomiast Lauren zajmuję fotel obok Carrick'a. Okej, w porządku. Czuję lekkie spięcie. To nic.
   - Jak już wspominałam masz tą pracę - pierwsza zagadała Lauren co niezmiernie mnie zdziwiło. To naprawdę piękna i sympatyczna kobieta. Chyba polubię tu wszystkich. Kiwam optymistycznie głową. Oczywiście, cieszę się jak głupia. - Słyszeliśmy, że przeprowadzałaś nawet jeden wywiad i to z osobą z nami współpracującą, jak to się stało? - pyta. Przełykam ślinę. O rany, tylko nie to. Samo wspomnienie o Harry'm powoduje niemałe ukłucie w sercu.
   - Em, tak. To nie było nic wielkiego, po prostu zastąpiłam chwilowo moją przyjaciółkę, to wszystko. - odpowiadam, starając się, aby mój głos nie drżał zbyt mocno.
   - Czyli mogłabyś przeprowadzać czasami wywiady? - pyta z uśmiechem Carrick. Och.
   - W zasadzie tak... - mówię niepewna swoich słów, ale oni zupełnie nie zwracają na to uwagi. Uśmiechają się do siebie. Ale w oczach Lauren jest coś innego, kiedy na niego patrzy. O Kurwa!
   Patrzy na niego z uwielbieniem i wcale tego nie ukrywa. Hurley jednak nawet tego nie zauważa. Uśmiecha się do niej tylko beznamiętnie, po czym przenosi swoją przystojną buźkę w moją stronę.
   - Dobrze, Pani Jones. Ma pani tą pracę. Bez wątpienia się nadajesz. Przedzwoniliśmy twoich profesorów, ale nie usłyszeliśmy ani jednej negatywnej uwagi na twój temat. To świetnie. Mam nadzieję, że zgrany będzie z nas team. - podaję mi dużą dłoń, którą ściskam pewnym uściskiem. To wszystko z powodu tej wesołości, która we mnie drzemie. Tak bardzo się cieszę.
   - Zaczynasz jutro od 9 rano. Godziny pracy będziemy ustalać, ponieważ zależy to od ilości materiału - odzywa się nadal uśmiechnięta Lauren. Ona również podaje mi swoją kruchą dłoń. Cudownie! Właśnie dostałam pracę! Nie wiem czy może przydarzyć mi się coś lepszego. Hurley naciska czerwony guziczek przy słuchawce od telefonu. 
   - Cindy, proszę odprowadzić panią Anastazję - mówi uprzejmie do aparatu, a ja wstaję z miejsca. 
   - Jeszcze raz dziękuję. Naprawdę mi na tym zależało - uśmiecham się szczerze. To uśmiech w podzięce. Czuję, że będę się tu czuła wspaniale. Nim zdążę myślami pobiec w inną stronę do gabinetu wskakuje rozradowana Cindy. 
   - Och, Anastazja - rzuca się na mnie - dostałaś pracę, czy to nie cudowne? - jej entuzjazm mi się udziela. Jest jednocześnie słodka jak i irytująca. Za wcześnie ją oceniłam. 
   - Cindy - jęczy przeciągle Carrick, a Lauren uśmiecha się od ucha do ucha. 
   - Oj daj spokój, Carr! Wreszcie zatrudniłeś kogoś z kim mogę się szczerze zaprzyjaźnić. - krzyczy pełna radości, Lauren mija nas z nadal wymalowanym wielkim uśmiechem. - widzę, że Anastazja Ci się podoba, bracie! 
Brat? O cholera. Carrick rumieni się jak na zawołanie, a ja cieszę się, że nie słyszy tego Lauren...

***

Cindy ożywiona opowiada mi kogo mam się w firmie strzec, a do kogo mam podchodzić na luzie. Słucham jej jednym uchem. Właściwie odbiegam myślami zupełnie gdzie indziej. Nie mam pojęcia jak poradzić sobie z faktem, iż mogę widywać tutaj Harry'ego. To nad tym tak ubolewam. Za nic w świecie o nim nie zapomnę. Tak już zostanie. 
   - Gdzie my idziemy, Cindy? - pytam zmieniając kompletnie przebieg naszej rozmowy. 
   - Idziesz zobaczyć swoje biuro. Wiesz, naprawdę podobasz się Carrick'owi, on nie daje byle komu biura! 
  - Przestań wygadywać głupoty - odpowiadam natychmiast, lecz nie mogę ukryć lekkich rumieńców na policzkach. Cindy spogląda na mnie i uśmiecha się uprzejmie, chyba ma to po bracie. - Carrick to twój brat? 
   - Hmm - mruczy coś pod nosem 
   - Dlaczego macie inne nazwiska? 
   - Mamy tą samą matkę, ale innych ojców - uśmiecha się jakby nie robiło to na niej wrażenia. - Spokojnie, Carrick jest całkiem spoko. - zmienia temat. 
   - Nie wątpię - odpowiadam.
   - Idziesz ze mną popatrzeć na wywiad tych chłopaków? - pyta radośnie - no chodź nie daj się prosić! 
   - No nie wiem, Cindy, chyba nie powinnam... 
  - A to niby dlaczego? - pyta retorycznie - oczywiście, że powinnaś! Są tacy przystojni! Zrobiłabym wszystko by poznać choć jednego z nich. Nie uważasz, że Harry to niezłe ciacho?
   - Tak. Uważam. - szepczę cicho, a ona uśmiecha się radośnie i ciągnie mnie za rękę do wielkiego pomieszczenia. Tego w którym ma się właśnie zaczynać wywiad. Nie z byle kim. Z nim. 

    Harry wygląda na nieco przybitego. Ma lekko podkrążone oczy, a niesforne loki nie są już podniesione do góry. Opadają na czoło, jakby z przymusu. Nie mogę na to patrzeć, więc odwracam wzrok. Nigdy nie poznałam jego przyjaciół. Teraz widzę ich wszystkich. Cindy ma rację, każdy jest mega przystojny. Jednak on. On jest tutaj i nie widzi mnie, nie spogląda w moją stronę. Ale czy ja chcę, aby mnie zauważył? Ukrywałam się przez trzy dni. Nie chciałam go spotkać. Czy coś się zmieniło? 
    Wywiad trwa w najlepsze. Nie odwracam wzroku od jego twarzy. Uśmiecha się sztucznie, sztucznie też odpowiada na pytania. Co mam myśleć o całej tej sprawie? 
   - Hej, słuchaj. Teraz będziemy mogli zadać im jakieś pytania! - szepczę radośnie Cindy. Wymuszam uśmiech. Faktycznie. Dziennikarz z ożywieniem czeka na pytania. Nie słucham ich kompletnie. Wciąż na niego patrzę. Nie płaczę. Tylko patrzę. Wszystko idzie sobie w parze. Wszystko jest w porządku, dopóki... 
   - Harry, czemu jesteś taki przybity? - pyta Cindy. Czy ona właśnie zadała to pytanie?! Harry porusza się niespokojnie na wysokim fotelu, próbując odnaleźć posiadaczkę tego głosu. Winowajczynie tego pytania. Kiedy spojrzy na nią automatycznie spojrzy na mnie. Przyglądam się teraz moim splecionym dłoniom, które spoczywają spokojnie na kolanach. Cindy łapię moją dłoń i ściska. Podnoszę głowę i spotykamy się wzrokiem. Właśnie teraz. Otwiera szeroko oczy, oszołomiony. Nie spuszcza ze mnie wzroku, a ja nie spuszczam wzroku z niego. W jego oczach widzę tą zadziwiającą łagodność i niemal słyszę jak szepcze do mnie te wszystkie miłe słówka. 
   - Wiesz... Czasami człowiek popełnia wiele błędów - uśmiecha się lekko - Ja właśnie jestem człowiekiem, który popełnił najgorszy błąd w swoim życiu, a teraz zachowuje się jakby świat mu runą. Zaszło słońce, które już nigdy ze wzeszło. Dla mnie już nie ma słońca od trzech dni. - moje oczy zachodzą łzami, kiedy słyszę to wyznanie, nie chcę tego słuchać! Nie zwraca uwagi na publiczność, jego oczy wyrażają przerażenie i ból. 
   - Nie odchodź, proszę - szepczę, ale ja nie wytrzymuję. Wstaję z miejsca ku zaskoczeniu Cindy i wybiegam, a na odchodne słyszę tylko "Przepraszam" rzucone do mikrofonu. 
    Zatrzymuję się przy windzie i opadam na podłogę szlochając coraz głośniej i głośniej. Co on sobie wyobraża? Dlaczego to powiedział? Dlaczego teraz? Dlaczego teraz, w takim momencie? 
   - Anastazja! - słyszę jego donośny głos nim wpada w miejsce gdzie się znajduję. - Ana - szepcze spokojnie i przeciągle - Ana, proszę porozmawiaj ze mną - podaję mi dłoń, którą przyjmuję niemal, że od razu. Czując jego dotyk rozklejam się jeszcze bardziej. 
   - Ciii, Ana, nie płacz, proszę. - szepcze, tuląc mnie do swojej klatki piersiowej. - Ana, spójrz na mnie - patrzę na niego przeszklonymi oczami, ale jednak z uwielbieniem, uśmiecha się do mnie, wiem, że to widzi. Ociera kciukiem moje łzy z policzka i całuje kąciki ust, a ze mnie wydobywa się cichy jęk. - masz takie miękkie usta, kiedy płaczesz - mówi z uwielbieniem w głosie - Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Nie płacz już. Ciii, Ana, nie płacz, proszę. Naprawdę nie chciałem tego zrobić, wiesz dobrze, że jestem cholernie o ciebie zazdrosny. Po prostu, gdy zobaczyłem cię z nim... - sztywnieje przez moment - ...coś mnie tchnęło. Cii. Już dobrze? - odsuwa mnie lekko, kiwam nieśmiało głową. Uśmiecha się tym szczerym uśmiechem, którego na pewno na wywiadzie nie pokazywał. - muszę wracać na wywiad, chcesz iść ze mną? - pyta 
   - Nie, muszę spotkać się z Anthony'm - odpowiadam wierzchem dłoni w najmniej kobiecy sposób wycierając nos. Uśmiecha się drwiąco. 
   - Okej. Muszę z tobą porozmawiać, dobrze o tym wiesz. Przyjadę po ciebie później, w porządku? - kiwam głową. Patrzymy na siebie bez słowa. W końcu stykamy się gorączkowo szukając pociechy. Jego usta spadają na moje i nim się orientuję oplatam nogami jego biodra. Opiera mnie o ściankę windy, a ja oddaję mu pocałunek z pasją taką, jaką on daję mi. 
   - Ana, Ana, Ana - dyszy ciężko - przestań, chyba, że chcesz, żebyśmy zrobili to na ściance windy w publicznym miejscu. 
   - Mnie to nie przeszkadza - szepczę nieśmiało.
   - No proszę, proszę. Jakaś ty bezwstydna - uśmiecha się konspiracyjnie - Nie teraz. Nie tutaj. Chcę ciebie w moim łóżku. - wciągam ze świstem powietrze. Och. 
   - Harry... 
   - Dotrzymam obietnicy, maleńka - rozklejam się pod jego spojrzeniem. - Tu są kamery, wiesz o tym? 
Wybucha śmiechem widząc moją minę i to jak poprawiam z roztargnieniem ubrania i włosy. 
   - Mogłeś mnie uprzedzić - wykrzykuję natarczywie - Och! Harry! - jęczę niezadowolona 
  - Byłaś zbyt rozpalona - uderzam go pięścią w ramię - Ależ mam silną dziewczynę, strasznie bolało - pociera obolałe miejsce udając. Gromię go wzrokiem, a on uśmiecha się od ucha do ucha. - naprawdę muszę wracać, zobaczymy się wieczorem, okej? 
   - Tak. Okej - całuję mnie jeszcze raz, tym razem delikatnie i szybko. Śmieje się widząc moją zniesmaczoną minę 
      - Później, maleńka, później 








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie bez powodu pisałam "chyba" ostatni rozdział :) 
Miło, że pojawiły się choć te dwa komentarze, fajnie gdyby pod każdym rozdziałem się pojawiały...
Bardzo dziękuję tym dwóm osobom, może dzięki nim napisałam ten rozdział :)
POPRAWIONE!