środa, 22 maja 2013

Rozdział ósmy.

      Próbuję sobie coś uświadomić siedząc bezczynnie na kanapie w jego salonie. Przygotowuję się na jakiś konkretny ruch z mojej strony, ale kompletnie nie mam pojęcia co robić. Łapię się za szyję i szukam w niej jakiejś boskiej interwencji. Mocno zaciskam rękę wbijając paznokcie. Kwilę lekko, gdy czuję lekki ból w okolicach szyi. Ze złości robię sobie krzywdę... nie jest dobrze.
     Nie orientuję się nawet kiedy siada blisko mnie. Ewidentnie za blisko. Czuję jego zapach. Wypełnia on moje nozdrza, a ja oddycham nierównomiernie tym doznaniem. Rozpadam się. Kładzie swoją rękę na moim udzie i w udręce próbuję odnaleźć mój wzrok. Siedzę sparaliżowana jego dotykiem. Przez chwilę... przez długą chwilę nie czynie się na żaden ruch. Co powinnam zrobić? Oddalam się od niego niespiesznie powodując utracenie dotyku jego dłoni. Mruży oczy, po czym przymyka je zdumiony moją reakcją.
    - Co się dzieję, Ana? - szepcze nie bardzo przekonany. Czemu szepcze? Jego głos jest zduszony. Chciałabym, żeby mnie dotknął, ale moje ciało zdradzi mnie, gdy poczuję dotyk jego dłoni. Po prostu, nie wykonam tej rozmowy, tak jak bym chciała. Patrzę na niego przez chwilę, zastanawiając się dokładnie co powinnam powiedzieć, od czego zacząć. Jest wyczekujący.
    - Nic - odpowiadam cicho - Chcę jedynie porozmawiać.
    - O czym? Jest coś co chcesz wiedzieć? - pyta pewniej, nie do końca świadomy przebiegu tej rozmowy. Och, Harry to nie będzie takie proste. Po prostu muszę wydusić z siebie wszystko.
    - Nie bądź na mnie zły, dobrze? - zaciska pięści co powoduje u mnie dreszcze. Ale to nie są przyjemne dreszcze. To dreszcze strachu... I nie mam pojęcia, czy mówić dalej. Coś jest nie tak. Jestem po prostu przerażona - czemu to zrobiłeś? - mruży oczy jakby nie rozumiał pytania.
    - To znaczy?
    - Zacisnąłeś pięści. - mówię cicho. Właściwie po co mu to mówię? Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Otwiera szeroko oczy, ze zdziwienia i z czego jeszcze ... z przerażenia?
     - Nie zrobiłem tego świadomie - szepcze z nieodgadnionym tonem, jak dla mnie.
     - Przeraziłeś mnie. - słowa same uleciały z moich ust. O rany! Patrzy na mnie z rezerwą.
     - Ana...? - przybliża się znacznie, a ja oddalam. Jego udręka jest namacalna. - Ana, proszę.
     - Przestań... po prostu tego nie rób. Chcę porozmawiać. - mówię dość wyniośle i dziwię się samej sobie. Wytrzymałam i nie uległam mu... przynajmniej jeszcze. - Zastanawiam się właśnie nad tym. Czasami zachowujesz się dziwnie. - mur się burzy i zaczynam wyrzucać z siebie wszystko - Jesteś wesoły i radosny, po czym stajesz się całkowicie chłodny. Nie wiem co się w tobie kryję, Harry. Nie mam pojęcia, ale muszę wiedzieć dlaczego tak się dzieję, dlaczego taki jesteś. To mocno dezorientujące.
    - Nie chcesz tego wiedzieć - trzyma się swojego. Jego głos jest zbyt cichy.
    - Oczywiście, że chcę! - krzyczę, niemal nie wytrzymuje napięcia jakie na mnie napiera. Jest tak strasznie irytujący. Czy on tego nie dostrzega?
    - Odejdziesz kiedy się dowiesz - to już szept, a ja zamieram. Opiera łokcie na kolanach i pociera dłońmi twarz. Może na zasadzie uzyskania ulgi. Nie chcę kończyć tej rozmowy. Będzie trudno, ale chcę się dowiedzieć.
    - Po prostu to powiedz.
    - Rany, Ana! Nie rozumiesz? Odejdziesz ode mnie zanim się zorientuję. Nie chcę tego. Czy nie możesz tego zrozumieć? - wybucha w końcu, a mnie zasycha w ustach. Nie jest dobrze.
    - Nie odejdę. Po prostu to powiedz. - szepczę, schodząc z wyniosłego tonu. Zastanawia się przez chwilę i nie wiem, czy ma zamiar zaczynać, czy może dodać swój kolejny komentarz na ten temat.
    - Byłem inny. Kompletnie inny. - mówi cicho - Boże nie wiem czemu ci to mówię - zamyka oczy - Uprawiałem ostry seks z kobietami, które tego właśnie chciały. Czasami nawet potrafiłem zrobić im krzywdę. - otwieram szeroko buzię. O rany! Nie do końca jednak wiem, czy chciałam to wiedzieć. Nie mam pojęcia co powiedzieć. Nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. Patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem, niemal szukając mojej reakcji, która ma ogromne opóźnienie.
    - Już tego nie robisz, prawda? - szepczę. Niemal bezgłośnie.
    - Nie! Nie, Ana, już nie. Od kiedy poznałem ciebie. - odpowiada, a w jego głosie słychać szczerość - jednak nadal czasami tego potrzebuję - nie jestem pewna, czy w ostatnim zdaniu chciałabym słyszeć tą szczerość. To dla mnie nowość.
    - Ktoś wie? Zespół? Rodzina? - pytam szeptem, jeszcze nie otrzęsiona z nowin. Nowiny dnia!
    - Nie. Chłopaki z zespołu nie wiedzą, rodzina też nie wie. Zresztą nie wydaję mi się to dziwne. - odpowiada formalnie, a mnie zasycha w ustach. - wiesz tylko ty. 
    - To oznacza, że gdy mnie poznałeś, miałeś zamiar, abym była twoją... - bark mi słowa na określenie takiej dziewczyny. Cóż, mogę powiedzieć? Zanim zdążę, Harry mnie wyprzedza. 
    - Mówiąc szczerze, taki był zamiar. Jednak coś się zmieniło. Nie mam pojęcia co, ale hamujesz we mnie tą chęć w jakimś stopniu. Nadal tego chcę, jednak nie tak bardzo jak wtedy. 
    - Wtedy? - pytam oszołomiona. Przeczesuję włosy w irytacji. 
    - Tak. Wtedy kiedy nie znałem ciebie. - Och, nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzić. Przez chwilę zastanawiam się czy powinnam coś jeszcze powiedzieć. Jakie byłoby najlepsze pytanie do tej rozmowy? Widzę, jednak, że atmosfera jest napięta, więc decyduję się na jedno. Pójdę do domu. 
    - Myślę, że powinnam już iść - mówię nie do końca przekonana. Błądzę wzrokiem po pomieszczeniu. Unikam jego zielonych tęczówek, jakbym się ich bała. Muszę sobie to przemyśleć.
    - Ana? - w jego głosie słychać ból. O nie!
    - Muszę iść.
    - Nie zostaniesz? - pyta bez tchu.
    - Nie dzisiaj - wypuszcza powietrze z płuc. Na jego twarzy maluję się ulga, jakby moje słowa były czymś ważnym. "Nie dzisiaj".
    - W porządku. Odwiozę cię. - mówi pospiesznie. O nie! Nie będziesz mnie teraz zawoził do domu. Nie po tej rozmowie.
    - Poradzę sobie - syczę przez zęby. Och, to takie dziwne.
    - Ana - warczy.
    - Nie - protestuje i to tak jakby miała zaczynać się kłótnia. Jego oczy zrobiły się wielkie i ciemne. Jest przerażający. Wydaję mi się, że będzie coś mówił, ale przymyka tylko oczy, a to oznacza, że się zgadza. A to nowość! - dziękuję - wymuszam uśmiech i nim się orientuję jestem w jego ramionach. Jak się tu znalazłam? Póki mam czas, zaciągam się tym cudownym zapachem. Przez chwilę nieruchomieję i delektuje się dotykiem jego palców, które rytmicznie przesuwają się po plecach i biodrach tworząc nieznane szlaczki. Składa delikatny pocałunek gdzieś pomiędzy włosami.
    - Ślicznie pachniesz - mówi cicho, a we mnie wzbiera się radość i już... już mam ochotę tu z nim zostać. Wtem uświadamiam sobie, że robi to specjalnie.
    - Nie, Harry. Idę. Do. Domu - wyraźnie akcentuję każde słowo, aby dokładnie zrozumiał przekaz. Wzdycha ciężko. Pochyla się nade mną. Zakłada kosmyk włosów za ucho. Znam jego zamiar.
    - Robisz to specjalnie! - warczę - Przestań! Próbuję iść do domu.
    - A ja próbuję cię zatrzymać. Jeszcze nie jestem pewien czy wszystko w porządku między nami.
    - Zapewniam cię, że jeżeli zostanę, będzie gorzej. Nie ryzykuj - ostrzegam
    - Dobra! Idź już do tego domu. - wzdycha po raz kolejny - Będę pisał - krzyczy kiedy pośpiesznie udaję się do wyjścia.


***

Idę powoli w stronę domu. To wcale nie tak daleko, jakby się mogło wydawać. Nasza rozmowa przebiegła zdecydowanie za szybko, a mimo wszystko dowiedziałam się wszystkiego czego powinnam. Z moich rozmyśleń wyrywa mnie dzwonek sygnalizujący przychodzącego sms. Wzdycham i wyciągam telefon. 

Od Harry 16:56:
Nie złość się, proszę. Chcę tylko wiedzieć czy wszystko w porządku :) xx 

O rany! On tak serio? Nie mam ochoty odpisywać na tego sms-a. Jednak przypominam sobie złość w jego oczach, gdy przyszłam tu sama. Wolę nie ryzykować. 

Od Anastazja 17:00: 
Jesteś strasznie irytujący... 

Od Harry 17:03: 
Doskonale o tym wiem i bardzo mi się to podoba. 

Ojej. Chyba go nie uraziłam? 

Od Anastazja 17:07:
Chciałabym zobaczyć teraz Twoją minę...

Od Harry 17:11:
Jest groźna :) Co Ty masz z tymi kropeczkami...? 

Uśmiech oznacza, że już jest w porządku. Oddycham powoli. Dlaczego taki jest? Wiem, jednak, że mi się upiekło i nie zaczynam ponownej kłótni. 

Od Anastazja 17:18:
Co to za różnica... Okeej, a więc wszystko w porządku, nie musisz się martwić, nikt nie ma JAK NA RAZIE zamiaru nie zgwałcić. BLA BLA BLA. 

Od Harry 17:23:
Widzę, że poczucie humoru Cię nie opuszcza. Świetnie, bardzo się cieszę, że nikt JAK NA RAZIE nie ma zamiaru Cię zgwałcić! :)

Od Anastazja 17:30:
JAK NA RAZIE kończę rozmowę. Muszę się skupić na drodze. 

Od Harry 17:35:
JAK NA RAZIE się z tym zgadzam. 

Wbrew wszystkiemu, Harry potrafi być całkiem zabawny. Uwielbiam go za wszystko, nawet za to, że ma swoje mroczne strony. Jest moim kołem ratunkowym. I nie wiem, jakbym dała sobie radę, gdybym go straciła. To całkiem możliwe, więc odsuwam od siebie tą myśl.
   - Ana? - ktoś woła zaskakując mnie przy tym. To kobiecy głos. To chyba Alka. Odkręcam się, aby zobaczyć właścicielkę gładkiego i słodkiego głosu. Mój obraz ciemnieje z każdą sekundą. Nogi robią się jak z waty, a ja opadam zaskakująco miękko na chodnik.
    - Ana! Ana! O rany! Pomocy! Ludzie! - ktoś krzyczy, ale już nie wiem czyj to głos. Odpływam. 

środa, 15 maja 2013

Rozdział siódmy.


    Przez chwilę zastygłam w bezruchu. Skrzywiłam się lekko tym doznaniem, a moje ciało przeszył ponowny ból. Zamknęłam przez chwilę oczy i jęknęłam lekko. To nie był jęk rozkoszy, w moim głosie ewidentnie było czuć ból. Znieruchomiał. 
   - Wszystko w porządku? - spytał z troską w głosie. Nadal napiera na mnie całą swoją osobą. Nie wyszedł ze mnie, a mimo wszystko poczułam ulgę. - Możemy przestać, Ana, nie musimy tego...
   - Nie. W porządku. Muszę się po prostu przyzwyczaić. - czułam, że moje policzki nabierają czerwonej barwy. Co jest ze mną nie tak? Właściwie dlaczego sobie na to pozwoliłam? Słyszę od niego ciągłe wyznania, które przyprawiają mnie o dreszcze. "Nie chcę cię skrzywdzić, Ana". Nie rozumiem znaczenia tych słów. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, o co tak naprawdę tutaj chodzi. Głowę mam zmieszaną od moich nietypowych myśli. Praktycznie nie znam człowieka z którym się w tej chwili kocham. 
     - O czym myślisz? - pyta i wsuwa się tym razem ostro. Łapię głośno powietrze.
     - Aaa! - krzyczę, czując w głębi ciała dziwnie ukłucie. 
Nieruchomieje i przygląda mi się uważnie ciężko dysząc. Jego oczy, jego dotyk... to frustrujące uczucie. 
      - Jesteś taka ciasna. W porządku? 
Kiwam głową onieśmielona jego słowami. On nie ma za grosz wstydu? Zatrzymuję się i pozostawia mokre pocałunki na mojej szyi by ponownie wbić się we mnie mocno. Z mojego gardła wydobywa się coś na zasadzie jęku. 
     - Jeszcze? 
     - Tak - odpowiadam pośpiesznie i teraz już wiem... Chcę tego najbardziej na świecie. Chcę robić to właśnie z nim. Tak bardzo go pragnę. 
     - Chcę, żebyś doszła, Ana - szepcze Harry, niemal bez tchu. Słysząc jego słowa eksploduje. Rozpadam się pod nim w orgazmie. Dochodzi chwilę później i wykrzykuje moje imię, a to brzmi jak westchnienie. 
     Dyszę próbując unormować swój oddech. Moje złe myśli odleciały w niepamięć. Jedyne nad czym się teraz zastanawiam to... rany jakie to było niesamowite. Otwieram oczy. Harry opiera czoło na moim, nadal dysząc. Patrzy na mnie łagodnie, jednak nadal jest we mnie. Składa delikatny pocałunek na moich ustach i powoli się wysuwa. Wzdrygam się na to nieznane odczucie.
    - Chyba nie było tak źle? - uśmiecha się szelmowsko. Właściwie już nie wiem, czy to pytanie, czy stwierdzenie. - Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci bólu.
Uśmiech znika z jego twarzy i pojawia się coś innego. To lęk. Lęk przed czym?
    - Nie! - odpowiadam natychmiast. - nie sprawiłeś mi bólu, ani przez chwilę.
    - Kłamiesz - skąd on to do cholery może wiedzieć. Uśmiecham się, choć nie wiem co jest powodem mojego uśmiechu. Twarz mu łagodnieje.
    - Tylko troszeczkę - szepczę zadziornie, a jego rozbawienie jest już oczywiste. - Chcę to zrobić jeszcze raz.
    - Poważnie? - pyta bez tchu. Och, jak pięknie teraz wygląda. Włosy ma potargane i co chwila je przeczesuje. Oczy błyszczą mu jak świetliki, a jego ciało zapiera mi dech w piersiach. Ten mężczyzna jest chyba idealny...


***


    - Gdzie Ty się podziewałaś? Myślałam, że wrócisz! - krzyczy rozzłoszczona. Reprymenda, jak najbardziej w jej stylu. 
    - Nie jestem dzieckiem, Alka! Radzę sobie. - syczę, mimo tego, że jest aż czerwona ze złości. Twarz wyraża tylko złość, nic więcej. - Jesteś naprawdę zbyt opiekuńcza. Jesteśmy w tym samym wieku kochanie. Czy ja też robię ci awanturę o to, że zostałaś u chłopaka? 
Twarz jej łagodnieje i uśmiecha się lekko. 
    - Przepraszam - odpowiada zawstydzona - a więc byłaś u Harry'ego, no naprawdę, Ana, było tak od razu. Nie mów, że to zrobiliście - przewracam oczami i szybkim ruchem idę do swojego pokoju. - o rany! zrobiliście to! Ana! - krzyczy za mną kiedy znikam jej z pola widzenia. Nie słyszę kroków, więc oddycham spokojnie, niemal z ulgą. Poszła sobie... Siadam na łóżku i wyjmuję telefon. Wiadomość od Harry'ego powoduje ogromny uśmiech na mojej twarzy. To coś niesamowitego. Ja właśnie kilka godzin temu kochałam się z tym chłopakiem!

Od Harry 11:20 :
Brakuje mi Ciebie. Szkoda, że nie zostałaś dłużej :)

Uśmiecham się do małego ekraniku. Opanowuje się z tej dudniącej radości i odpisuje.

Od Anastazja 11:25:
 Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z mojego uśmiechu, który widnieje w tej chwili na mojej twarzy? Jest wywołany głównie przez Ciebie :)

Od Harry 11:38:
To jest pytanie? Jeżeli "głównie przeze mnie". Oczywiście! Jestem zaszczycony, tak jak wczorajszego wieczoru... :D 


PS: BYŁO CUDOWNIE! 


Od Anastazja 11:42:
 ŚWINTUCH! A teraz, z łaski swojej mi nie przeszkadzaj! 

    Odkładam telefon i kieruję się do łazienki. Mogę być jeszcze bardziej szczęśliwa? Dręczy mnie jedynie, jedna rzecz. Czemu on sądzi, że mnie skrzywdzi? To jest przytłaczające. Woda oczyszcza mnie ze wszystkich problemów, które mnie w tej chwili otaczają. Myślę tylko o jednym, muszę z nim porozmawiać, to oczywiste. Chcę wiedzieć wszystko.
   Okręcona ręcznikiem udaję się do kuchni. Śniadanie czeka na stole. Chyba muszę się odwdzięczyć Alce. Mam tyle na głowie, że już nawet nic nie robię w tym mieszkaniu. Siadam, czując na sobie przeszywający wzrok koleżanki. Unoszę brwi pytająco. O co chodzi?
    - Coś się stało? - nie kryję zdziwienia. Zachowuję się inaczej... Nie mam pojęcia co jest przyczyną jej załamania. Załamania? Tak to mogę nazwać? Cóż, inaczej chyba nie potrafię.
     - Przepraszam cię, Ana. Tak bardzo cię przepraszam, Annie! - mówi oszołomiona. O rany! Co to ma znaczyć? Otwieram szeroko buzię ze zdziwienia. - wiesz doskonale za co! Nie rób takiej głupiej miny i nie udawaj idiotki - wybucha. To już w jej stylu, więc się odprężam.
     - Okej? - robię ponownie głupią minę, a ona uśmiecha się prawie przez płacz.
     - Przestań mnie rozśmieszać, okej? - mówi - próbuję jedynie załagodzić naszą sytuację. Ostatnio się od siebie mocno oddaliłyśmy. Tak mi brakuje naszych rozmów. Ja wiem, że mocno się do wszystkiego wcinam, ale...
     - Daj spokój! W końcu za to cię kocham - przerywam jej w połowie. Uśmiecha się. Och, to taki szczery i piękny uśmiech Alki!
     - Obiecaj mi, że będzie już dobrze - krzyczy - postaram się nie wcinać, a ty postaraj się dostrzegać fakt, że już psychicznie nie wytrzymuję, kiedy mi nie mówisz co ci leży na sercu - śmieję się.
     - Dobrze - nie potrafię powstrzymać uśmiechu.
     - No co?
     - Ty.
     - Och, przestań! - odpowiada - Muszę wyjść, idę na zajęcia z dziennikarstwa. Trzymaj się ciepło.
     - Myślałam, że dotrzymasz mi towarzystwa "przyjaciółko" - zaznaczam w powietrzu cudzysłów, na co ona przewraca teatralnie oczami. - to nie było przyjemne! - krzyczę, kiedy znika za drzwiami.


***


Łapię szybko telefon do ręki i siadając po turecku, patrzę w wiadomość. 

 Od Harry 11:50:
 Jakże bym śmiał Ci przeszkadzać?! Nie mam nawet zamiaru, nie wiem jednak czy Twój ton rzeczywiście mi się podoba.

Mrużę oczy. O co mu może chodzić? Przypomina mi się, że miałam z nim poważnie porozmawiać. Naprawdę muszę to zrobić, jeśli chcę się czegoś konkretnego dowiedzieć. Czasami potrafi być zaskakująco dziwny i właściwie nie wiem dlaczego. 

Od Anastazja 13:38:
Musimy się spotkać. Najlepiej teraz. 

Od Harry 13:42
Teraz? Cóż, nie wiem czy będę miał dla Ciebie czas... 

Od Anastazja 13:49
Mówię poważnie, Harry... 

Od Harry 13:55
Okej... czuję, że to będzie poważna rozmowa. O 15 u mnie? Przyjadę po Ciebie. 

Od Anastazja 14:02
Zakładam, że ostatnie zdanie nie jest pytaniem? W porządku... zgadzam się na wszystko. 

Od Harry 14:10
Bystra z Ciebie dziewczyna. Bardzo się z tego cieszę! Do zobaczenia! 


***

     Wraca mi zdolność myślenia. Zbliża się 15, a ja stoję przed jego apartamentem. Nie sposób było mi tyle czekać, aż przyjedzie. Może się wkurzyć, że przyszłam sama? Oby nie. Nie mam pojęcia jak ułożyć wszystkie pytania. Chciałabym się tyle dowiedzieć. Patrzę jeszcze raz na zegarek. 14:40. To już niedługo. Nie ma odwrotu sytuacji. Proszę tylko o jedno. Niech on nie będzie na mnie zły, za tą dociekliwość. Jestem cholernie chętna informacji na jego temat. Słyszę kroki... idzie do drzwi wyjściowych. O rany! Zdążę spojrzeć na godzinę. 14:55. Cholera! Myślałam całe 15 minut. Jest taki punktualny. Otwiera drzwi, a ja zamieram. Trwa chwila ciszy. Wstrzymuję oddech, a on jakby nieświadomy ze wzrokiem opuszczonym w ziemię rusza przed siebie. Nasze spojrzenia się krzyżują. Mruży oczy i przeszywa mnie wzrokiem. Tym wzrokiem, który jednocześnie onieśmiela i wzbudza radość. Jest zły? Jestem ciekawa. Jestem również ciekawa co jest powodem tych złości. O rany! Nie mogę wypowiedzieć, ani jednego słowa. Po prostu stoję. Stoję jak wryta w ziemię. Nie mogę się ruszyć, moje ciało jest sparaliżowane. 
    - Ana? - szepcze w końcu cicho. Przez moje ciało przebiega milion dreszczy. W końcu się poruszam. 
    - Cześć - mówię nieśmiało - przepraszam... po prostu... - brak mi słów. Nie wiem, jak mam się my wytłumaczyć. Coś jest nie tak. Da się wyczuć dziwne napięcie. Gdzie jest atmosfera z sms-ów? Zniknęła w dal. Chyba jej nie przywrócimy... nie dzisiaj. 
    - Nie przygryzaj wargi, Anastazja. - mówi cicho, ale słychać złość w jego głosie. Przeczesuje włosy. Stara się stłumić gniew. - Dlaczego przyszłaś sama? Miałem po ciebie przyjechać. 
    - To robi jakąś różnicę? - zadaję pytanie. Przez chwilę myśli. Otwiera usta, po czym zamyka je w udręce. 
    - Tak, to robi dla mnie ogromną różnicę - odpowiada podkreślając wyraźnie słowo "ogromną". Cóż, a to ciekawe. 
    - Przepraszam - szepczę i łapię za skrawek jego koszuli. Miętoszę go w ręku, starając się uspokoić emocje jakie mną poruszają. Łagodnieje automatycznie - mieliśmy porozmawiać, mogę wejść? - zamiera, gdy delikatnie pocieram jego klatkę piersiową. 
    - Jasne - odpowiada bez tchu. Czuję się zdecydowanie lepiej.








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cudowna pogoda! Aż chce się coś robić :)
Szczerze mam już dość szkoły. Chyba ona najbardziej mnie przytłacza i w niej jest nagromadzone najwięcej stresu. Jednym słowem mnie niszczy... 
Mimo wszystko, chce się żyć! 
Zapraszam was do czytania rozdziału :) 

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział szósty.


Wyszedł. Ponownie mnie zostawił, ale nie będę zadręczała się myślami. Wystarczająco już błądzę, a fakt iż jakiś facet zakręcił mi w głowie, jest do odrzucenia. Przecież nigdy tak nie było, myślałam... właściwie co ja sobie myślałam? Znalazłam faceta, który się mną interesuje, pytanie brzmi tylko, dlaczego? 
Pełna satysfakcji, gotowa do wyjścia czekałam spokojnie na kanapie. Właściwie czekałam na Alkę. Chciałam jej jak najprędzej powiedzieć co się stało i opieprzyć ją, a jednocześnie pochwalić za ten świetny pomysł. Wstałam i wygładziłam swoją krótką ołówkową sukienkę słysząc dzwonek do drzwi. To na pewno ona. W progu drzwi dało się zauważyć jej zszokowaną minę, po czym na jej twarzy zagościł nieskazitelny uśmiech. To Alicja.
   - Co się tak wystroiłaś? No, no, wyglądasz zjawiskowo. - jej entuzjazm jest zaraźliwy, więc ja też uśmiecham się jak głupia.
   - Czekałam na ciebie. Mamy sobie do pogadania i nie wiem czy mam na ciebie krzyczeć, czy ci dziękować... - mówię spokojnie. Widzę jej nieodgadniony wyraz twarzy i już wiem, że ona się domyśla o co chodzi.
   - Przepraszam, przepraszam Ana! Ale chyba powinnaś mi dziękować - lustruje mnie swoim przenikliwym wzrokiem - No cóż, chyba, że ubrałaś się tak dla mnie - szturcham ją w ramię, a ona śmieje się wesoło.
   - Zaprosił mnie na kolację - rumienię się. To takie cudowne uczucie.
   - Bardzo się cieszę, Ana. Jeżeli ty jesteś szczęśliwa, ja również, pamiętaj!
I to mi wystarczy, dziękuje jej uprzejmym uśmiechem i wtulam się w jej ramiona. Tego mi brakowało.
   - Dzięki, Alka, naprawdę ci dziękuję.
  - Baw się dobrze - obdarza mnie takim uśmiechem, którego zapamiętaj do końca tego wieczoru. Zabieram czarno-szarą torebkę i wychodzę.
Przed budynkiem czeka samochód. Harry uśmiecha się szeroko. Och.
    - Ślicznie wyglądasz, Ana. - uśmiecha się konspiracyjnie. Całuję mnie w szyję, co sprawia, że przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz. - ta sukienka jest bardzo krótka - szepcze mi do ucha, a ja wciągam głośno powietrze do płuc. O rany!
    - Jedziemy? - pytam szeptem, ponieważ na więcej mnie nie stać. To on tak na mnie działa. To Harry Styles. Uśmiecha się szelmowsko, a ja prawie mdleje. Przecież to niedorzeczne!
    - Tak, jedziemy.



***


     - Piękne miejsce - zasiadamy w ustronne miejsce, a więc doskonale pamiętał. Próbuję się rozluźnić i zaskakująco mi się to udaję. Czuję, że się odprężam. 
     - Uwielbiam to miejsce, zawsze tu przychodziłem z moimi... - urywa, a ja już wiem, że mówi o swoich byłych dziewczynach. - Napijesz się winna? - zmiana tematu, idealnie. 
     - Poproszę 
Do naszego stolika podchodzi piękno włosa brunetka. Chyba nie odgonimy się od dziewczyn. Nie spuszcza wzroku z Harry'ego, a jej policzki robią się czerwone. Trzepocze rzęsami. Patrzę na nią z szeroko otwartą buzią, a on nie zwraca na nią uwagi. To dość dziwne i nie powstrzymuję się od przewrócenia oczami. 
    - Pinot Gris - mówi miękko. Jego głos jest zmysłowy, obiecujący. Konspiracyjnie mi się przygląda. Co on chcę przez to powiedzieć? Zamawia danie, a ja już nie słucham, przyglądam się mu z zaciekawieniem, gdy idealnie komunikuję się z kelnerką. Z kelnerką, która na jego widok, prawie mdleje. 
    - Ana? - przywołuje mnie do porządku - co ty byś chciała? 
Zamieram i to jedyne co przychodzi mi na myśl. 
    - Poproszę to samo - odpowiadam szybko, nie zastanawiając się. Dziewczyna posyła mi blady, pełen zazdrości nieszczery uśmiech i odchodzi. - Ona nie powinna tu pracować - rzucam oburzona. 
Uśmiecha się szeroko. 
    - Czemu tak sądzisz? - jego rozbawienie jest oczywiste. 
    - Powinna być przyjemna dla wszystkich gości, gdy tym czasem do ciebie robi maślane oczy. 
    - Czyżbyś była zazdrosna? - śmieje się 
    - Nie! - rzucam - po prostu... była nieprzyjemna - dodaję cicho. Odwracam się i widzę zbliżającą się do nas dziewczynę. Chryste! Czy wina nie może przynieść nam kelner? - ale się uczepiła - syczę przez zęby. Harry posyła mi spojrzenie pełne rozbawienia, po czym zaczyna się śmiać. 
    - Pinot Gris - mówiąc szczerze nigdy nie piłam tego wina. Ona natomiast wkłada w tą nazwę, wszystko co najlepsze. Mam ochotę się napić! Stoi nad nami... wyczekująco?
   - Znam doskonale to wino, dziękujemy - Harry nie kryje rozdrażnienia. Odchodzi szybko zawstydzona. - nienawidzę tego, traktują tu wszystkich z taką klasą. 
   - Taka restauracja, taka obsługa - uśmiecham się blado. 
   - Chcesz tego, Ana? - upijam łyk wina, pyszne. 
   - Nie rozumiem. Co masz na myśli? - pytam. Cholera czy on ma na myśli nas, to nie doprowadzi do niczego. Oczywiście, że tego chcę. 
   - Nie chcę cię skrzywdzić - rzuca zaniepokojony. Czemu tak się dzieję? Z rozluźnionej atmosfery schodzimy na poważne tematy. Przyglądam się mu ze strachem. 
   - Dlaczego tak mówisz, Harry? Czemu sądzisz, że mnie skrzywdzisz? - teraz ja jestem zaniepokojona. "Uważam, że to nie jest chłopak dla ciebie, Ana" " Nie chcę, żebyś znowu płakała". 
   - Wiem to. Krzywdzę każdą dziewczynę - o rany! Nieruchomieje przez chwilę. Krzywdzi każdą dziewczynę? Co to ma znaczyć? W co ja się wplątałam? Już nie jestem rozluźniona, już nie... Próbuję zebrać myśli i zastanowić się nad tym. Wypijam automatycznie cały kieliszek wina. Harry wydaję się być zaskoczony, dolewa kolejną lampkę. Podchodzi do nas przystojny kelner. Gdzie się podziała ta dziewczyna? Cóż, na jej miejscu też bym już tu nie przychodziła. Uśmiecham się miło do chłopaka, a on obdarza mnie tym samym. Piękny ma uśmiech, z gracją biorę kieliszek i nie spuszczając z niego wzroku, ponownie zatapiam usta w trunku. Harry w końcu odkaszluje.
    - Poradzimy sobie, o ile wiem potrafimy zająć się jedzeniem - piorunuje wzrokiem kelnera, a ja patrzę na niego zszokowana. Sama bym się przeraziła. - wiem co robisz, Ana. W ogóle mi się to nie podoba.
    - Nie rozumiem o czym mówisz - poprawiam się speszona pod jego przeszywającym wzrokiem.
    - A ja myślę, że wiesz - dodaje lodowato. O nie! Nie! Nie! Nie chcę takiej atmosfery, nie chcę żeby był zły. Ponownie wypijam lampkę wina. Dolewa, tym razem z drwiącym uśmiechem. Coś knuje!



***


Kręci mi się w głowie od wina. Nie potrzebnie tyle wypiłam. 
   - Chyba powinniśmy już iść - mówię cicho. Próbuję wstać, ale ślamazarnie mi to wychodzi. Opadam drugi raz z rzędu. 
   - Tak sądzisz? - pyta drwiąco - upiłaś się, Ana. 
Czemu on mi to mówi? Boże, chyba nie dam rady wstać. Przymykam oczy. Co chciałam mu powiedzieć? 
   - Kupiłeś za dobre wino - odpowiadam pewnie. Patrzę na niego wygłodniałym wzrokiem, ależ ten mężczyzna jest przystojny. 
   - Już raz widziałem cię pijaną. Chyba jednak powinniśmy iść - uśmiecha się zmysłowo. Nawet w takiej sytuacji. Podnosi się i staję przy mnie, wyciągając rękę. Łapię ją, a on pochyla się nade mną i całuje delikatnie w usta. Chryste, ale go teraz pragnę. - idziemy! 
Podciąga mnie do siebie i mocno obejmuje w tali. Całuje w szyje i powolnym krokiem udajemy się do wyjścia.
Budzę się i o dziwo, nadal znajduję się w samochodzie. Co mnie obudziło?
   - Ana - szturcha mnie lekko w ramię - już jesteśmy mała. 
Rozglądam się zaniepokojona po samochodzie. Słabo wszystko widzę i rzucam mu wzrok pełen strachu. 
   - Co się stało? O co chodzi? - pyta bez tchu. - Ana!? 
   - Nie, spokojnie, nic się nie stało. - mrugam parę razy, aby mój obraz się wyostrzył. Świetnie, jakoś się udało. Zauważam inną dzielnicę. To z pewnością nie jest mój dom. - Gdzie jesteśmy? 
   - Pomyślałem, że pojedziemy do mnie, jesteś pijana - mówi niekoniecznie przekonany. Kiwam głową, mam ochotę go pocałować. Odpinam pasy i gramolę się na jego kolana. Biorę jego twarz w dłonie i da się zauważyć, malujące na jego twarzy zaskoczenie. Nieruchomieje, gdy pocieram delikatnie jego policzek. I nim ja odnajdę jego usta, on bierze je w posiadanie. Tak cudownie całuję, chcę więcej i więcej. Po prostu chcę z nim wszystkiego więcej. 
   - Och, Ana - jęczy, kiedy na rękach zanosi mnie do domu. 


***

Nic nie widzę. W domu jest ciemno, ale cudownie pachnie. Czuję się jak najbardziej bezpieczna w jego ramionach. Oddaję pojedyncze pocałunki składane przez długą drogę do sypialni. 
Kładzie mnie delikatnie na łóżko i obsypuje mokrymi pocałunkami szyję. Jego ręka krąży po moim ciele. Rozchyla nogą moje uda i wtedy coś się we mnie kumuluje. 
    - Boję się. - szepczę do jego ucha, a on momentalnie zamiera w bezruchu. Podnosi głowę i patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem, speszona odkręcam głowę. Łapie mnie delikatnie za brodę, a ja wciągam powietrze. 
     - Naprawdę? - kiwam głową nieśmiało - nie bój się.
Muska delikatnie moje usta. Patrzy na mnie wyczekująco, a ja próbuję stąd nie odejść, próbuję zostać na ziemi i nie fantazjować. Chcę go. 
      - Jeżeli tego nie chcesz, nie zrobię tego. 
      - Chcę - odpowiadam pośpiesznie, a mój głos jest nieco schrypnięty, podobny do jego. 
      - Na pewno? 
      - Uważaj, bo się jeszcze rozmyślę. - uśmiecha się szeroko. To cudowny widok. Jest taki wesoły. 
      - A więc będę tym pierwszym... czuję się zaszczycony, Panno Jones. 
    - Cóż, również czuję się zaszczycona, Panie Styles - uśmiecha się i ponownie rozchyla moje nogi, bacznie mi się przyglądając. Pochyla się, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego. Wiem co chcę zrobić. Poddaję się mu. Całuje wewnętrzną część mojego uda i powoli dochodzi tam. Oddycham głęboko i mam wrażenie, że zaraz się rozpadnę. Wypinam ku niemu biodra. Och to takie przyjemne. 
Jestem na skraju. Powoli odchodzi i szuka czegoś w szufladce obok łóżka. Wyjmuję małą saszetkę, ku mojemu zdziwieniu krzywi się do opakowania i potrząsa lekko głową. 
     - Nienawidzę tego - syczy. Och, jest zdenerwowany? - Będę delikatny - szepcze, a we mnie wzbiera się radość. Już jest dobrze. Tak bardzo go teraz pragnę, chcę go powitać. Chcę go przyjąć całego i tylko jego. Delikatny ból przeszywa moje ciało. Zanurza się we mnie rozkosznie, całując każdy zakamarek mojej szyi. 












~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czuję, że spieprzyłam ten rozdział :( Brakło mi ostatnio weny, chyba przelałam ją już na opowiadanie o moim życiu :) 
Mam głęboką nadzieję, że w końcu pojawią się komentarze! 
Miłej majóweczki życzę! 
Nic mi już nie pozostaje życzyć, jak miłego czytania :))))









Rozdział piąty.


 - Spotkamy się jutro? – słyszę coś pomiędzy, nie jestem w stanie myśleć. W jego głosie słychać nadzieję. Dlaczego to robi? Wzdycham ciężko i decyduję się na ruch.
   - Nie wiem, Harry, naprawdę nie wiem. Zaskoczyłeś mnie.
   - Zdaję sobie z tego sprawę. Przepraszam, po prostu… czułem taką potrzebę. Uwierz, to sama prawda.
   - Chciałabym uwierzyć. Nie mogę pojąć czemu cię interesuje.
   - Niesamowicie mnie to dziwi. Czemu nie uważasz, że jesteś atrakcyjna, Ana? Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną.
Schylam głowę zakłopotana, nie chcę ciągnąć tego tematu, nie potrafię za długo skupiać się na mojej osobie. Jego wyznanie wywołuje u mnie radość, w końcu działa na mnie jak nikt inny. Z drugiej strony czuję się kompletnie niepewnie w tej sytuacji. Najbardziej dołująca część mojego życia. Wydaję mi się, że za długo myślę… chyba jednak mi się nie wydaję. Harry ciężko wzdycha.
   - Nie zdajesz sobie z tego sprawy, prawda? – mówi cicho, a mnie zasycha w gardle. O rany! To działa na mnie dezorientująco. Niech on mi najlepiej nie zadaje teraz żadnych pytań. Proszę. Siedzę w bezruchu, a mam jedno wspaniałe wyjście. Po prostu wybiec pędem z tego samochodu. Coś jednak mnie przyciąga. Ta elektryczność pomiędzy nami. To uczucie, które jednocześnie mnie zabija i wzmacnia. Co mam mu powiedzieć? Jak ułożyć wszystko w jedną logiczną całość? Nim zdążę, jednak coś z siebie wydusić, łapie mnie za dłoń i delikatnie masuje. Jego dotyk! Nie!
    - Jeżeli będziesz mnie dotykał, nic od siebie nie dodam – szepczę, prawie niesłyszalnie. Zdziwiony cofa swoją rękę.
   - Dobrze. Teraz możesz mówić – zamykam oczy, aby choć na chwilę móc się skoncentrować. To dość trudne. Biję się z własnymi myślami. „No dalej, Ana, dasz radę” – krzyczy moja podświadomość. Waham się czego słuchać. „No dalej!” „No dalej!”
    - Tak masz rację, nie zdaję sobie z tego sprawy. Od zawsze tak było. Nawet jeżeli ktoś mnie przekonywał, że jest inaczej, stawiałam na swoim. Wiesz? Nie przeszkadzało mi to. Naprawdę. Nie czuję się z tym źle. – odpowiadam nie jąkając się – Było tak, dopóki ty, onieśmielający facet bez kompleksów, wyrywający wszystkie laski, próbujący wmówić mi, że jest inaczej i zadziwiająco ja chcę w to uwierzyć – syczę przez zaciśnięte zęby
Wzdryga się.
   - Wyrywający wszystkie laski? – powtarza cicho.
   - Poważnie tylko to usłyszałeś?
   - Odpowiedziałaś pytaniem na pytanie – jest zdenerwowany i doskonale wie, że to widać. Dlaczego? – Rozgryzłaś mnie jak nikt inny. To próbuje ci powiedzieć. Wtedy kiedy, prawie wpadłaś mi pod samochód z powodu twojej bezmyślności – warczy – mój boże, Ana, byłem przerażony! Gdyby mnie tam nie było… wolę nie myśleć co by się stało – ponownie się wzdryga – wpadłaś w moje ramiona, taka bezbronna, niewinna. Poczułem twój strach. To było okropne. Nie chciałem tego czuć, a ty chciałaś żebym cię pocałował, ale ja wiedziałem jak może się to skończyć. Nie chcę cię skrzywdzić, rozumiesz? – kiwam głową zdezorientowana.
   - Harry… - mój głos łamie się, gdy tylko wypowiadam jego imię. Właściwie co chcę mu powiedzieć? Łapie mnie za dłoń, a ja już nawet go nie ostrzegam. Ściskam ją mocno.
   - Obiecaj mi, że się jeszcze spotkamy – jest wyczekujący, jest kochany. Chcę go. To cała prawda.
 - Obiecuję – uśmiecham się blado. Puszczam delikatnie jego dłoń, a on obdarza mnie zmysłowym uśmiechem. Mięknę i zastanawiam się czy oby na pewno zdołam wyjść z samochodu. Szybko to robię, a stojąc już przy wejściu, odwracam się i macham nieśmiało ręką na pożegnanie.


***


Wchodzę zupełnie wyczerpana. Alka stoi w wejściu uśmiechnięta. Widząc moją minę, otwiera szeroko buzię. Nie znoszę kazań!
    - Co. Ci. Się. Stało? – pyta, wzrok ma jednak łagodny, czyli tak jak zawsze. Coś próbuje. Pytanie czy mam ochotę na rozmowę? Może powinnam z nią porozmawiać. Jestem w zupełności jej winna rozmowę.
    - Jestem wykończona – odpowiadam szeptem – do tego mam ogromne problemy, związane z moimi uczuciami. Nie wiem jak sobie z nimi poradzić i tak cholernie chciałabym zostać sama, ale wiem, wiem, że chcesz porozmawiać – i jak od dawna nie płakałam zanoszę się szlochem. Odkłada to co trzyma w ręku i spokojnie podchodzi do mnie. Przytula mnie do siebie delikatnie. Pachnie pięknie. Może nie jest to taki zapach jak Stylesa, ale jest moją przyjaciółką, to zapach otulający, orzeźwiający. Płaczę jej w ramię i delikatnie pocieram nosem.
   - Przecież wiesz, że zawsze pragnę informacji. Jesteś moją przyjaciółką Annie. – głaszcze mnie delikatnie po głowie – chodzi o niego, prawda? Zastanawiam się czy dobrze zrobiłam, wysyłając ciebie na ten wywiad. Mógł być to chociaż by Anthony lub ten jego przystojny przyjaciel – śmieje się – nawet zapomniałam jego imienia. Cóż, teraz jest moim wrogiem, od kiedy chciał cię wykorzystać.
   - Nie chciał mnie wykorzystać. – mruczę pod nosem prawie niezrozumiale.
   - Harry sądził inaczej. Tak, rozmawiałam z nim. Był wściekły na Erica, myślałam, że go zabije.
   - Słucham? – niedowierzam. Najwidoczniej, kiedy odleciałam w jego ramiona mdlejąc, musiał wrócić do klubu.
    - Tak, kochanie. Chyba był zazdrosny. Tak przynajmniej wnioskuje z mojego punktu widzenia. Anthony był pod wrażeniem. Szczerze go nie znam. Wydaję mi się jednak, że to nie chłopak dla ciebie. To tylko moje zdanie, pamiętaj. Wybór należy do ciebie. Nie chcę cię do niczego zmuszać, poza tym i tak wiem, że postawisz na swoim. Jednak płaczesz przez niego, tak?
Kiwam nieśmiało głową, a ona wzdycha.
   - Coś ci zrobił?
   - Nie! – zaprzeczam od razu oburzona.
   - W takim razie nie widzę powodu do płaczu, za bardzo się tym wszystkim przejmujesz, Ana. Coś ci powiedział.
    - Powiedział, żebym nigdy go nie opuszczała – i w tym tkwi problem. Ala jest zaskoczona i nie wie co powiedzieć. Ona zawsze ma na wszystko odpowiedź. Ale to fajne. – widzisz? I jak tu nie płakać, co? To frustrujący człowiek. Nie mam pojęcia, co on ma na myśli, mówiąc, żebym go nie opuszczała. Onieśmiela mnie.
    - Musisz zacząć się z nim komunikować, może w tym kwi problem. On chcę wiedzieć o czym myślisz, a ty pragniesz tego samego. – przyłapuję się na tym, że lekko ziewam. Jestem zmęczona – kładź się już spać. Pogadamy jutro. – całuje mnie delikatnie w policzek – Dobranoc, Ana.
    - Dobranoc – mówię cicho i pędem zmykam do sypialni. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Przytłaczające wiadomości. Nie wytrzymuję więcej presji… to chyba nie będzie koniec mojego płaczu. Łzy ciekną powoli, ale kojąco pomagają. Łkam cicho w poduszkę i rozkoszuję się tym, że Alka mnie nie usłyszy.

***


Jest mi za gorąco. Nieudolnie próbuję otworzyć oczy. Całe się kleją od płaczu. Cholera. Wstaję nie chcąc więcej przytłaczać się myślami, które prowadzą do nikąd. Słyszę jak ktoś krząta się po kuchni, a to oznacza, że Alka jeszcze nie wyszła. W stanie okropnym udaję się powoli do miejsca hałasu. Zamieram.
Harry uśmiecha się od ucha do ucha, po czym całkowicie zmienia mu się nastrój, blednie.
   - Płakałaś? – szepcze smutno. Chryste, skąd on to wie? Jestem zaskoczona. Co mam mu do cholery powiedzieć? O rany, to trudniejsze niż myślałam. – Płakałaś. To przeze mnie?
    - Harry…
  - Rany, Ana. Nawet nie próbuj kłamać, jesteś cała rozmazana. Chodź – ciągnie mnie przez całe mieszkanie, zapoznał się z nim. Kto go wpuścił? Alka? Prowadzi mnie do łazienki. – Siadaj – rozkazuje władczym tonem. Nawet nie próbuje się przeciwstawiać. Posłusznie robię co mi karze – Oczy zamknięte. – czy on będzie mi zmywał makijaż, który z mojego przemęczenie nie był zmyty wczoraj? O boże! On naprawdę to robi. Delikatnie pociera wacikiem moje oczy. To nawet cudowne uczucie.
    - Dziękuję – mruczę cicho, gdy on przygląda mi się smutno z troską i zakłopotaniem. Nie! Łapie mnie za dłoń, pociera lekko knykcie i z powrotem prowadzi do kuchni. Będę musiała z nim porozmawiać… niestety. Siadam przy stole, gdzie naszykowane jest już śniadanie. Przypomina mi się pobudka w jego sypialni i przepyszne śniadanie. Przyglądam się zaciekawiona wszystkiemu. Wygląda pięknie. Jestem głodna? Chyba jak wilk.
   - Jedz – nakazuje widząc, że nie czynie się na żaden ruch. Spoglądam na niego. Oczy mu się powiększają, gdy wyłapuje mój wzrok. Przymyka oczy – Jedz, Anatastazja, pogadamy później – odpowiada na moje niezadane pytanie. Och.
    - Kto cię tu wpuścił? – uśmiecha się w końcu. To cudowny widok. I nie wiem czy to z powodu tego, że jem, czy może z zadania tego banalnego pytania.
    - Twoja przyjaciółka – uśmiecha się jeszcze szerzej.
    - Nazywa się Alicja. – ganię go lekko. Spogląda na mnie z uznaniem, kompletnie nie wiem czemu.
  - Tak. Trudno było ją przekonać, ale jakoś dałem radę. Nie była przekonana do tego, aby mnie tu wpuszczać.
    - Co robiłeś przez cały ten czas? – pytam zaciekawiona.
    - Chętna informacji? Z początku pozwoliłem sobie na zwiedzanie mieszkania. Nie mogłem znaleźć twojej sypialni – śmieje się – w końcu dotarłem do celu. Mógłbym patrzeć na ciebie godzinami, kiedy śpisz. – oblewam się szkarłatnym rumieńcem na takie wyznanie z jego strony.
     - Patrzyłeś na mnie, gdy spałam? – niedowierzam – przecież wyglądałam fatalnie.
Nieruchomieje.
     - Wtedy nie zauważyłem – po uśmiechu nie ma ani śladu – Czemu płakałaś, Ana? To przeze mnie prawda? – kiwam głową niepewnie. Wzdycha.
     - Przepraszam. Po prostu mnie zaskoczyłeś, dla mnie to za dużo.
    - Rozumiem. – uśmiecha się blado – czuję się z tym beznadziejnie. Myśl, że płakałaś przeze mnie jest przytłaczająca. Nie rób tego więcej, proszę.
    - Nie mogę ci tego obiecać. – mówię cicho. Och. Czego on ode mnie oczekuje? Właściwie to jest mój powód do rozmyśleń. To jest moje niezadane pytanie, na które chciałabym znać odpowiedź. Dlaczego akurat ja? Czemu wybrał mnie? Jest wiele dziewczyn, a on wybrał właśnie mnie. Nie rozumiem tego. Rozluźnionej atmosfery brak. Zamieniła się ona na napiętą i wcale nie chcę zaczynać tak dnia.
    - Chciałbym cię dzisiaj zabrać na kolację, okej? – pyta poważnie, a mnie brak tchu. Kolacja?
    - Dobrze, zgadzam się.
    - W takim razie przyjdę po ciebie wieczorem. Teraz muszę iść do studia. – unoszę brwi pytająco.  – no wiesz, tam się nagrywa piosenki – wydaję się być rozbawiony. Mrużę oczy.
    - Nie wiedziałam, dziękuję, że mnie oświeciłeś, Styles – mówię ironicznie. Śmieje się, cudowny dźwięk, to szczery śmiech.
    - Naprawdę będę się już zbierać – mówi przepraszająco – Pamiętaj. Dzisiaj wieczorem
    - Tak tak, pamiętam – uśmiecha się szeroko i wstaję od stołu
    - Jest Pani miłym towarzystwem, Pani Jones.
  - Pan również, Panie Styles – i pierwszy raz udaję mi się uśmiechnąć naprawdę miło i szczerze. Momentalnie przypomina mi się nasze pierwsze spotkanie. Był… władczy.
Odprowadzam go do drzwi. Mam na sobie jedynie za dużą bluzkę. O rany, czuję zakłopotanie i dźwięcznie wciągam powietrze. Odkręca się.
    - Do zobaczenia, Panno Jones. – ujmuje moją brodę. Czując jego delikatny dotyk palców przebiega mnie przyjemny dreszcz, to elektryczność. Mam nadzieję, że mnie pocałuję, jednak tego nie robi, całuje mój nosek. – nie pora na to, Ana. – szepcze konspiracyjnie do ucha, a ja się rozpływam i oblewam rumieńcem – O co chodzi? – pyta bez tchu, kiedy nieśmiało dotykam jego klatki piersiowej. Przenoszę wzrok na siebie.
    - To przyjemny widok dla oka – uśmiecha się szelmowsko. Chryste. To takie seksowne. Nie chcę, żeby odchodził.
    - Chcę, żebyś został – mówię cicho.
    - Kusisz mnie, Ana. Naprawdę chcę zostać i jeżeli nadal będziesz mnie dotykać, zapewne to zrobię. Muszę iść, zobaczymy się wieczorem. – brzmi to jak obietnica, dlatego odpuszczam i obdarzam go nieśmiałym uśmiechem.
    - Do zobaczenia, Panie Styles
Kuszę? A to niespodzianka! 








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zmagałam się z tym rozdziałem. Szedł mi słabo. Nie mam pojęcia czy się spodoba, jednak mam gorącą nadzieję, że tak będzie. Czeka mnie cholerny stres tego tygodnia, musiałam się właśnie "odstresować". Chciałabym oczywiście, aby pod rozdziałem pokazały się również komentarze, których pod ostatnim wpisem nie było wcale. 
To naprawdę, ważne. Wtedy wiem, że piszę także dla kogoś innego, nie tylko dla siebie :) 
Miłego czytania :)

Rozdział czwarty.


Opadam na łóżko. Czuję ogromną pustkę. Zapragnęłam nagle, aby czas płyną szybciej. Okazje nie trafiają się często i trzeba przyjmować prezenty, jakie przyniesie nam los. Miałam okazję… miałam. Ryzyko? Chyba nie znam znaczenia tego słowa, właściwie nie mam pojęcia czym jest ryzyko, skoro nigdy go nie podjęłam. Przekręcam się na drugi bok i przyglądam panoramie za oknem. Londyn. Muszę być wierna samej sobie, muszę podejmować  ryzyko…
    - Ana? – słyszę głos, gdzieś koło drzwi wejściowych. Nie dziwię się, gdy nagle przede mną znajduję się Alka. Cóż, może i powinnam z nią porozmawiać? Patrzę na nią beznamiętnie. Jestem zmęczona i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Może powinnam z tym skończyć?
   - Co się z tobą dzieje? Jesteś nieobecna, błądzisz duchem. – czy tak właśnie to wygląda? Jestem trupem. No, niewątpliwie tak teraz wyglądam. Czuję się z tym fatalnie.
   - Trudny okres – odpowiadam zrezygnowana. Czy właśnie to chciała usłyszeć?
   - Szkoda, że nic o tym „trudnym okresie” nie wiem. – smutny głos powoduje, że moje serce rozpada się na milion kawałeczków. Proszę cię, Ala, nie rób mi tego! Wzdycham ciężko.
    - Masz rację, powinnam ci była powiedzieć. Powinnaś wiedzieć, w końcu jesteśmy… przyjaciółkami.
    - To chciałam usłyszeć. Co cię dręczy, kochanie? Rozmawiałam z Anthonym, on twierdzi, że będziesz potrzebowała pomocy. Nie rozumiałam z początku, widzę jednak, że coś się z tobą dzieję. – rozmawiała z Anthonym! To nowość i wcale nie jest mi z tego powodu do radości.
    - Ala, nie wiem co naopowiadał ci Anthony, ale wydaję mi się, że powinnaś dowiedzieć się tego ode mnie, a nie właśnie od niego. – mówię cicho – spotkałam się z Harrym, to tyle.
Czekoladowe oczy, patrzą na mnie z przerażeniem. Czy ona też uważa, że ten chłopak nie jest dla mnie? Zresztą on sam uważa, że tak jest…
   - Co ten facet ci zrobił? To przez niego taka jesteś? – pyta rozzłoszczona. Ale dlaczego? Nic się przecież nie stało. – Jak mogłam się nie domyślić, że chodzi o niego. Zwykle się nie mylę.
   - Nic mi nie jest – mruży oczy zdziwiona.
   - A więc?
   - A więc, nic.
   - Co znaczy nic? Chcesz mi powiedzieć, że nagle zmieniłaś się w cichą filozofującą osobę? Powiedz mi tylko czy chodzi o niego.
   - Powiedział, że nie jest chłopakiem dla mnie. – opuszczam głowę w udręce, nie chcę, aby wyczytała ból z moich oczu, namacalny na kilometr. Nie chcę, żeby oglądała mnie w takim stanie, ponieważ nigdy nie reagowałam tak na mężczyzn. To lekka przesada. Nie unoszę głowy, choć bardzo chcę.
   - A to dopiero! – wykrzykuje z entuzjazmem. – może jednak jest tym gejem, co? – szturcha mnie lekko z uśmiechem na twarzy. Humor wyraźnie się jej poprawił. O Rany! Uśmiecham się. Kto, jak kto, ale Alka, potrafi podtrzymać mnie na duchu.
   - Nie będziesz chyba tak siedziała. Anthony, zaprosił nas na drinka. W końcu jeszcze nie zdążyliśmy świętować zakończenia studiów! Poza tym, będzie ten jego kolega przystojniak. Pamiętasz?
   - Gadasz jak najęta, dobrze pójdę. Muszę się rozerwać – Alkohol nie zaszkodzi, wręcz jego odrobina  znacznie ułatwi sprawy.


Patrzę na przyjaciela morderczo.
   - Rozmawiałeś z Alką! – przekrzykuję tłum ludzi znajdujących się w klubie. Kiwa uśmiechnięty głową. Co w tym zabawnego? Nie chcę nawet słyszeć, że musiał to zrobić. – coś cię bawi, Anthony? Mnie nie jest do śmiechu.
    - Rany, Ana. Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Zabawa trwa, rozluźnij się w końcu dziewczyno. Nie wiem jak ty, ale ja idę tańczyć – mruga porozumiewawczo do jakiegoś przystojnego faceta i rusza na parkiet. Nie mam ochoty tańczyć na trzeźwo.
   - No już, Ana, pijemy! – przed sobą mam moją przyjaciółkę, która patrzy na mnie entuzjastycznie, tak wyczekująco. Chce mojego pozwolenia, oczywiście, że się zgadzam. Kiwam głową.
Kilka kolejek od razu poprawia mi mój nieokreślony humor. W jednej chwili mam ochotę dołączyć do Anthonego, ale coś w głowie karze mi wyjść. Nim się orientuję, Alka rusza ze mną na parkiet. Moje ciało, samo porusza się w rytm muzyki. Kręci mi się w głowie.
    - Wyjdę na zewnątrz – krzyczę do Ali, która kiwa tylko głową i radośnie się uśmiecha. Zabieram torebkę i ruszam do wyjścia. Moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz zimna. O rany.
Czuję jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu i przestraszona gwałtownie odwracam się w stronę sprawcy.
   - Spokojnie to tylko ja – Eric uśmiecha się od ucha do ucha. Ach, ten przystojny przyjaciel Anthonego. Łagodnieje i odprężam się – wszystko w porządku ?
   - Musiałam się przewietrzyć, trochę kręci mi się w głowie – odpowiadam niepewnie, staje blisko mnie i obejmuje w tali.
   - Ana, jesteś taka piękna – zakłada delikatnie kosmyk moich włosów za ucho, a ja nieruchomieję. Nachyla się i już-już ma mnie pocałować, ale czy ja tego chcę? Jest niesamowicie przystojny i … pijany. Nie, nie mogę.
   - Eric, puść mnie, nie chcę tego – nieudolnie próbuję się od niego odczepić. Nie daję za wygraną. – Proszę, Eric – to już prawie błaganie.
   - Chyba, powiedziała, że tego nie chce – w oddali w ciemnościach, słyszę głos. Ten cudowny głos. Harry Styles! Chryste! Co on tutaj robi? Eric otwiera buzię ze zdziwienia i z czego jeszcze? Zakłopotania? Mam wrażenie, że na moją twarz wkrada się nieproszony rumieniec. Tylko przy nim tak się dzieje. Piorunuję Erica wzrokiem, a on bez jakiegokolwiek komentarza wchodzi z powrotem do baru. Patrzę na niego przepraszająco po czym mrużę oczy. Niesamowicie kręci mi się w głowie.
    - Jakim cudem się do cholery tutaj znalazłeś? – pytam cicho, ale też wściekle i nim zdąży odpowiedzieć, nogi uginają się pode mną i mdleję, odpływam w jego ramiona.
    - Kurwa – syczy przez zaciśnięte zęby i tylko to słyszę, nie więcej…



Budzę się. Jest mi za gorąco. Pocieram dłońmi o oczy i rozglądam się zaciekawiona, zaskoczona i przerażona. Omiatam cały pokój wzrokiem. Duże łóżko na którym leżę, jest takie wygodne, nie mam zamiaru z niego schodzić. Pięknie pachnie, takim dobrze mi znanym zapachem. Harry… Co ja tu kurwa robię?
Mam już wstawać, gdy do pokoju wchodzi on. Cholera gdzie on był? Spał ze mną? A może my…?
    - Cześć – uśmiecha się tym swoim pięknym uśmiechem. Przebiega mnie przyjemny dreszcz.
    - Cześć – mruczę nieśmiało, a on podchodzi do łóżka i siada przy mnie.
    - Jak się czujesz? – pyta rozbawiony – Przyniosłem ci leki i wodę.
    - Przepraszam – odpowiadam nagle
    - Za co? – a więc chce konkretnej odpowiedzi. No dobrze.
    - Przede wszystkim za to, że widziałeś mnie w takim stanie – odpowiadam – ale nikt ci nie kazał, brać mnie do siebie. – syczę, widząc jak mruży oczy. Nagle otwiera je szeroko zdziwiony moim wybuchem.
   - Zemdlałaś. Nie miałbym serca, gdybym cię tam zostawił – usprawiedliwia się – Wstawaj, zaraz będzie śniadanie, musisz coś zjeść po takim przedstawieniu. – czy ja mam ochotę na jedzenie? Wstaję posłusznie i kieruję się za nim do kuchni. Pachnie cudownie. W jednej chwili jestem głodna jak wilk. Przygryzam wargę, całe szczęście on tego nie widzi.
    - Odwiozę cię po śniadaniu do domu, tym razem, proszę, nie sprzeciwiaj się Ana. Chcę z tobą porozmawiać. – och, chce ze mną porozmawiać, ale o czym? Kiwam głową, ponieważ na więcej mnie nie stać. Uśmiecha się i wyraźnie odpręża. – Dobrze.
    - O czym chcesz konkretnie ze mną pomówić? – pytam w trakcie popijania soku pomarańczowego. Wstaję od stołu, chcąc odnieść talerz.
    - Siadaj, Agnes je zaniesie – odpowiada szybko. Patrzę na niego zdziwiona, ale siadam posłusznie – Agnes to moja pomocnica... wiesz, od sprzątania, gotowania i innych takich rzeczy – no tak, jak mogłabym się nie domyślić, przecież to gwiazda!
    - Rozumiem, a więc? – nie daję za wygraną i patrzę na niego wyczekująco. Wolno przegryza kęs naleśników, a więc nigdzie mu się nie śpieszy, zresztą jak zawsze.
    - A więc, co? – nie chcę mi powiedzieć!
    - Nic. – burczę ku jego rozbawieniu. – jedziemy?
   - Tak szybko? Myślałem, że jeszcze ze mną posiedzisz – robi smutną nadąsaną minę nastolatka, ale ja na to nie idę. Szybko wstaję od stołu…



W samochodzie trwa grobowa cisza. Nie jest ona krępująca. Ja wiem, że on myśli, a on wie, że ja myślę. Elektryczność którą czuję jest namacalna. Jedzie w idealnym tempie. Próbuję skupić uwagę na drodze, ale wzrokiem biegnę ku jego idealnemu profilowi. Przyglądam się mu. Ulegam pokusie…
    - Chcę porozmawiać o nas. – nie ma nas… prawda? – dużo o tobie myślałem, Ana. Naprawdę wiele o tobie myślałem… - urywa – Powiedziałem ci wtedy, że nie jestem chłopakiem dla ciebie. To cała prawda. Tak właśnie jest. Tylko czy ty mnie dobrze zrozumiałaś w tej kwestii? Tu nie chodzi o ciebie, a głównie o mnie, rozumiesz? – kiwam głową, bo tylko na to mnie stać. - Tylko, że ja nie mogę przestać o tobie myśleć i to mnie dołuje. Masz coś w sobie, Ana. Masz w sobie coś, co mnie do ciebie przyciąga. – hamuje gwałtownie i zatrzymuje się na poboczu, mam ochotę coś z siebie wyrzucić, mam ochotę krzyknąć: „Co ty robisz!?”. Jednak nic takiego się nie dzieję, dalej siedzę sztywno słuchając co mówi. To jak kazanie. - Nie mam pojęcia co robić, nie chcę cię skrzywdzić, Ana. – łapie mnie za dłoń i delikatnie masuje moje knykcie. Wow, ale uczucie! Staram się patrzeć prosto w jego oczy. Zadziwiająco się to udaje. –nigdy ode mnie nie odchodź. – patrzy na mnie wyczekująco, spokojny wzrok przeszywa mnie na wylot, a moje serce się kraje. Co mam powiedzieć temu wspaniałemu człowiekowi? Ledwo się znamy do cholery! – Ana, powiedz coś, proszę – błaga cicho. Chryste.
    - Harry…- mój głos jest schrypnięty, urywam...
    - Potrzebuję cię.
    - Słucham? – niedowierzam. O czym on mówi?
   - Dobrze słyszałaś – jego nadal spokojny wzrok wwierca się we mnie niczym wiertarka. Wzdycham ciężko.
   - O ile wiem, nigdzie się nie wybieram.
  - Och, dzięki Bogu. – słyszę westchnienie w jego głosie, ale dlaczego on tak reaguje? Co się tutaj do cholery dzieję? Mam mentlik w głowie i nie orientuję się nawet, kiedy włącza się w ruch. Nie odzywam się już, ani słowem. Nie wiem co powiedzieć. Co mam mu powiedzieć? Mam mu zadeklarować, że go nie zostawię, choć nigdy z nim nie byłam. Nie znam go. Nie wiem o nim nic. A on chce usłyszeć ode mnie słowa przysięgi: „ Nigdy ode mnie nie odchodź” To mocno popieprzone…





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem strasznie zmęczona, pomimo mojego długiego odpoczynku. Napisałam jednak. 
Jeszcze żyję, ale mam wrażenie, że powoli umieram, ależ mnie wszystko przytłacza! Życzę sobie powrotu do trzeźwości... Jak na razie nie jest najlepiej.

Miłego czytania :)