poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział pierwszy.



   Zapowiada się ciekawie.
Tłumię w sobie myśl o tym co mam zrobić. Dlaczego akurat musiała się rozchorować ? Tak bardzo mi to nie odpowiada. Moje myśli przesuwają się nagle do przygotowanego kompletu ubrań. Alka chyba przeszukała całą moją szafę, aby znaleźć to wszystko. Wow. Te ciuchy są wyzywające. Delikatnie gładzę jedwabną koszulę koloru jasnego różu i nieprzyzwoicie krótką czarną spódnicę. Koszula jest dość prześwitująca i krzywię się na tą myśl. Co za tupet ? To musi być ktoś ważny. Ona chce, abym wypadła świetnie! Tak! Teraz wszystko już rozumiem.
    Alka to moja kochana przyjaciółka. Tylko i wyłącznie ze względu na nią zgadzam się na ten szalony pomysł. Przecież „wywiady” to nie moja działka. Przygotowana staję w progu jej pokoju i przyglądam się jej ze współczuciem.
   - Ana, naprawdę ci dziękuję, że się zgodziłaś. – mówi zachrypłym głosem. Jest mi jej żal i przez chwilę przyglądam się jej z bladym uśmiechem.
   - Nie ma sprawy, kochana. Robię to tylko dla ciebie. – ujmuję jej dłoń i delikatnie gładzę.
   - Pamiętaj, wszystko masz na kartkach. Zadawaj tylko pytania. – uśmiecha się życzliwie, chyba nadal mi dziękuję. Kiwam lekko głową, prawie niezauważalnie.
   - Potrzebujesz może czegoś ? Mogę wstąpić do sklepu. – pytam z troską w głosie.
Kręci głową.
To mi wystarcza i już o nic nie pytam. Obrzucam ją jeszcze raz spojrzeniem z bladym uśmiechem.
   - Trzymaj się. – ściskam nieco mocniej jej dłoń. Widzi, że się denerwuje.
   - Ej! – beszta mnie. – Dasz sobie radę, jesteś w tym dobra, tylko jeszcze tego nie wiesz. – uśmiecha się, ale widać, że to wymuszony uśmiech. Jakby choroba jej na to nie pozwalała.
Odmachuję jej gorączkowo ręką i wychodzę. Mam zmierzyć się z najgorszym!
    Fakt, że nie chciała powiedzieć mi z kim będę prowadziła rozmowę, jeszcze bardziej mnie rozprasza. Kto to może być ? Zadaję sobie tylko to jedno pytanie w drodze.
Cholera!
Czemu jest taka uparta ? I w tym momencie staję się kompletną hipokrytką. Wysiadam z samochodu, a przed sobą mam wysoki wieżowiec. Mój Boże! Jest naprawdę wysoki! Kto to może być ?
Winda otwiera się, a ja mimo wszystko wdzieram się do niej z elegancją.  Dwóch facetów w garniturach wchodzi do niej, przyglądając się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, czar pryska. W tej chwili czuję zażenowanie i cały mój niepokój wraca szybkimi krokami. Obciągam nerwowo spódnicę, która jest ewidentnie za krótka. Co to będzie za dzień…
Czas na mnie. Wychodzę z gracją i stoję jak wryta w ziemię. Delikatnie gładzę swoje ubranie. Czeka na mnie dziewczyna. Wygląda młodo i atrakcyjnie. Unosi wzrok znad kartek i uśmiecha się życzliwie.
    - Pani Jones ? – zwraca się do mnie z oficjalnym tonem, a ja rumienię się. Cóż, nie codziennie, ktoś zwraca się do mnie w tak kulturalny sposób.
Kiwam głową.
   - Anastazja Jones. Miło mi. – wyciągam ku niej dłoń, a ona ściska ją zdecydowanie i obdarza mnie tym samym życzliwym uśmiechem.
   - Eva White. Zastępuję, Pani, Panią Wood ? – oczy wpatruję w jakąś kartkę.
   - Tak. Alicja… znaczy Pani Wood, zachorowała. – oblewam się rumieńcem. Uśmiecha się pokrzepiająco.
   - Proszę za mną. – dodaje zdecydowanie. Głośno przełykam ślinę i czuję odrobinę ulgi. Co ty robisz Ana!? Opanuj się natychmiast!, krzyczy moja podświadomość.
Idę grzecznie za Evą, nie odzywając się ani słowem. Moje myśli, zajmuje osoba z którą będę przeprowadzać wywiad. I ponowne pytanie. Kto to może być ?
Wchodzimy do dużego pomieszczenia, wyglądającego na salon. Kręcę się dookoła, ale nie dostrzegam nikogo poza Panią White. Dziwne.
   - Proszę tu zaczekać. – mówi. Och, ona też nie chce wyjawić mi tej słodkiej tajemnicy. Kim do cholery będzie ta osoba ? Czy to jest aż tak tajne ?
   - Dobrze. – dukam przyglądając się wiszącym na ścianie obrazom. Czy to ma być dla mnie niespodzianka ? Alka by mi tego nie zrobiła, na pewno. Krążę po pomieszczeniu zagubiona, a jednocześnie zafascynowana abstrakcyjnymi malowidłami. Zawsze mnie ciekawiły. Napotykam czyjeś spojrzenie i nieruchomieję. Oparty o futrynę drzwi, przygląda mi się z zaciekawieniem. Mrugam oczami bardzo szybko przyswajając do siebie przebieg sytuacji. Jest cholernie przystojny! Chłopak może trzy lata starszy ode mnie. Mruży oczy. Opuszczam wzrok na pięknie wypolerowaną podłogę i oblewam się szkarłatnym rumieńcem. Rany!
    - Długo tu już przebywasz ? – pytam nieśmiało podnosząc wzrok. Ponownie mruży oczy. Chryste! Musiałam powiedzieć coś niestosownego. I wtem przypomina mi się „Pani i Pan”. – Długo tu już Pan przebywa ?– poprawiam się niemal od razu. Napotykam jego rozbawioną minę i nie mija chwila jak cicho się śmieje. Właściwie chichocze, a ja wraz z nim.
Jest mi tak głupio! Chyba dłużej tego nie zniosę. Ręką wskazuje mi skórzaną kanapę, której o dziwo wcześniej nie dostrzegłam. Podchodzę spokojnie do miejsca i siadam miękko. Serce bije mi jak młotem. Jest cholernie onieśmielający. Ponownie oblewam się rumieńcem, kiedy siada tak blisko mnie. Dostrzegam jego zielono-niebieskie oczy. Mam ochotę zapuścić dłonie w jego kręcone włosy. Pachnie pięknie.
   - A więc spodobały ci się obrazy ? – pyta od razu, nie odrywając ode mnie wzroku. Oczy mu niemal płoną. Co za spojrzenie!
   - Abstrakcja zawsze mnie fascynowała. Są naprawdę świetne – wypowiadam te słowa nieco głośniej. Aż się dziwie samej sobie. Uśmiecha się i pokazuje śnieżno białe zęby. Zniewalający uśmiech! Czy może mnie jeszcze bardziej zaskoczyć ?
  - A więc Panno Jones ? Wywiad ? – zaskakuje mnie dudniąca w nim radość. Zna moje nazwisko!
  - Dokładnie po to tu jestem Panie … ? – pytam unosząc brwi.
  - Styles. Harry Styles. – wymieniamy uściski dłoni. Przechodzi przeze mnie przyjemny dreszcz mieszający się z lekkim strachem przed samą sobą. Co się z tobą dzieję, Ana ?
   - Szczerze mówiąc nic na Pana temat nie wiem. Zastępuję moją przyjaciółkę, Alicję… Panią Wood. – poprawiam się natychmiast. Chcemy tonu oficjalnego. Proszę bardzo. – Zadam kilka szybkich pytań. Przynajmniej wiadomo mi, że są „szybkie” – akcentuje wyraźnie.
   - Śpiewam w zespole, Pani Jones. – uśmiecha się. – Proszę zadawać pytania. – beszta mnie. Ton głosu ma władczy. Chryste!
   - Tak. To w zupełności wystarczy. – burczę. – A więc, Jak Pan się odnajduję w „nowym” życiu ? Mam na myśli tę ogromną sławę.
   - Doskonale wiem co ma Pani na myśli. Cóż, nie myślę nad tym za dużo. Spotkało nas dużo szczęścia. Bądź nie bądź, jestem z siebie dumny. Jestem dumny z nas. – poprawia się szybko.
Kiwam głową ze zrozumieniem.
   - Ile jest członków w zespole ? – to moje oddzielne pytanie. Bardzo się dziwie, że go nie znam.
   - Dokładnie pięciu wraz ze mną.
   - Ehem, Jakie są wasze relacje ? Razem tworzycie grupę przyjaciół ? – pytam, zatapiając wzrok w pytaniu.
   - Och, tak. Zdecydowanie przyjaciele. Nawet więcej! – woła z entuzjazmem. – Kocham ich jak braci.
   - To bardzo miłe. – uśmiecham się. – To chyba najważniejsze, aby siebie wspierać. Sporo rozbrzmiewa się na temat waszej pomocy głodującym dzieciom.
   - Tak to prawda. – i tylko tyle słyszę z jego ust. Ma rację, nie zadałam pytania. W końcu unoszę głowę i napotykam jego oczy. Mój Boże! On patrzy cały czas. Przygryzam wargę. Zamyka oczy na chwilę i nieruchomieje. O rany! – to nie jest pytanie – warczy w końcu rozdrażniony. Mój wyraz twarzy zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Patrzę na niego zdumiona.
   - Przepraszam. – mówię szeptem. Kiwa głową i wzrok mu łagodnieje. Och, jak dobrze. Wyglądał  przerażająco.
   - Okej. Poproszę następne pytanie.
Kiwam głową ze zrozumieniem i nie myśląc zadaję kolejne głupie pytanie.
   - Lubi Pan sprawować kontrolę ? Chciałby Pan rządzić w swoim zespole i być jego liderem ?
Śmieje się głośno. Och.
   - U nas w zespole ? Nawet o tym nie myślałem, przecież to oczywiste. Nie dręczymy się nawzajem tego typu sielanką. Mamy managera, to nam w zupełności wystarcza, ale szczerze mówiąc uwielbiam sprawować kontrolę. Myślę, że każdy to lubi. – uśmiecha się szelmowsko.
  - Rozumiem. Przepraszam, że przejdę do poprzedniego pytania. Błędnie je sprecyzowałam. Jak się Pan czuję, pomagając charytatywnie ? Jakie uczucia wam towarzyszyły ? – pytam. Dlaczego w jego towarzystwie czuję się taka skrępowana ?
   - Cóż, na pewno czułem współczucie i myślę, że chłopaki też. To naprawdę coś wielkiego. Nie sądziłem, że to zmieni w jakiś sposób mój pogląd na życie. Jako człowiek, który ma ogrom pieniędzy, czułem się dość niezręcznie. Te dzieci naprawdę potrzebują pomocy, robiliśmy co w naszej mocy i dalej to robimy. – mówi i uśmiecha się. Super!
   - Sama chciałabym pomóc, niestety nie mam odpowiednich warunków. – dukam skonfundowana.
   - Nie trzeba mieć do tego warunków, Pani Jones. Wystarczy chcieć. – uśmiecha się życzliwie, a ja rozpływam się pod tym spojrzeniem.
  - Ma Pan dziewczynę, proszę Pana ? – pytam i momentalnie rumienię się. Ta odpowiedź będzie mnie bardzo interesować. Podnoszę wzrok i napotykam jego oczy pełne blasku. Unosi jednak brwi do góry. Cholera!
  - Nie, nie mam.
  - Czy jest pan gejem, Panie Styles ? – i w tym momencie przymykam oczy, kompletnie zszokowana. Jak Alka mogła dodać takie pytanie ? Jak mogła!
Kurwa!
Marszczy brwi, a na jego czole pojawiają się zmarszczki. Nie wierzę, że wypowiedziałam to pytanie, jednak czekam na odpowiedź. Próbuje udawać powagę sytuacji. Próbuje być spokojna i opanowana. Czemu to jest takie trudne ? Oblewam się rumieńcem, po raz setny tego dnia.
   - Cóż, nie wydaję mi się, żebym nim był. – odpowiada oschle. A więc go uraziłam. Nie wierzę!
   - Przepraszam. – mówię cicho. – będę się już zbierać. – wstaję na równe nogi i gładzę kostium. Harry również stoi.
   - Zebrała Pani wystarczający materiał, Pani Jones ? – pyta łagodniej.
   - To było ostatnie pytanie. – warczę zdenerwowana i jednocześnie zażenowana.
   - Rozumiem, odprowadzę Cię, Anastazjo. – ojej wypowiedział moje imię tak miękko. Waham się.
   - Dobrze, proszę Pana. – dukam w końcu.
Znajdujemy się przy windzie i ciężko spojrzeć mi w jego oczy. Czuję wstyd. Jak mogłam tak bezmyślnie postąpić. Kątem oka widzę, jego rozbawioną twarz. Szybka zmiana nastroju ? Dziwny mężczyzna. Winda otwiera się delikatnie, a ja wchodzę mimo wszystko z gracją.
   - Anastazjo. – mówi tonem pożegnalnym.
  - Harry. – wypowiadam jego imię miękko, a jego głos obiega całą windę. Dopiero, gdy wysiadam, zaczynam czuć minimalną ulgę. Przecież więcej się z nim nie spotkasz, Ana! Opieram się o kolumnę przy wyjściu. Cholera, co to było ? Jeszcze żaden mężczyzna nie podziałał na mnie jak Harry Styles i nie jestem w stanie tego pojąć…






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak widzicie powróciłam. Zdecydowałam się na coś nowego. To odurzające podobieństwo przebiegu zdarzeń do pewnej Trylogii. Nic nie pozostaje mi mówić... życzę wam miłego czytania. Może chociaż to was zainteresuje :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz